Koktajl z malibu
Duży Chevrolet to połączenie likieru kokosowego z koktajlem
bananowo-truskawkowym. Niby to wygląda całkiem ciekawie, jednak smak nie musi
każdemu odpowiadać. Czy zupełnie tak samo jest w przypadku najświeższego modelu
amerykańskiego producenta?
Malibu to miasteczko położone w
Kalifornii nad samym Pacyfikiem. Znane jest ono z tego, że wiele sław ma tam
swoje wille, które jeśli nie są położone nad samym oceanem to, chociaż mają na
niego widok z okna w sypialni. Innym przyjemnie kojarzącym się „malibu” jest
alkohol przyrządzany na bazie likieru kokosowego. Od blisko 50 lat Malibu, to
też Chevrolet. Od niedawna Malibu w Polsce można dostać nie tylko w sklepie
monopolowym.
Samochód powstał na bazie Opla
Insigni, co bardzo wyraźnie widać patrząc na przód. Podobne przetłoczenia
zderzaka i wręcz identyczny kształt reflektorów trochę rozczarowują, bo po
produkcie, który nazwę ma tak silną i niezależną jak Coca Cola można było się
spodziewać większej dawki indywidualizmu. Inaczej wygląda już bryła boczna,
która pozbawiona jest wygiętych przetłoczeń.
Tył zaś w moim mniemaniu wygląda
najbardziej amerykańsko, choć ogólna bryła powinna być dociążona paroma Big
Macami. Nie mniej jednak uważam, że dzięki tylnym światłom podobnym do tych z
Camaro, Malibu wygląda, co najmniej interesująco. Wnętrze jest kolejnym
samodzielnym popisem stylistów, choć miejscami widać, że zabrało dolarów np. na
inną kierownicę (stąd zamiennik z Opla), czy lepsze plastiki na podsufitce.
Najbardziej mogą cieszyć zegary,
które wręcz do złudzenia wyglądają ja te z Camaro. Zaokrąglone czworokąty
skrywają czytelne zegary, zaś między nimi znajduje się typowy monochromatyczny wyświetlacz,
który przedstawia menu w języku polskim. Dotykowy wyświetlacz na konsoli
środkowej skrywa swój pojemny sekret, jakim jest schowek. Jest jednak coś, co
nie uchowało się przed moją drobiazgowością – pokrętło regulowania nawiewu.
Zamiast zamontować je powyżej kratek, frontem do pasażera, zostały zamontowane
pod nimi.
Pod maską
Malibu nie gra żaden silnik V8, czy choćby V6, a czterocylindrowy silnik diesla
i pojemności 2 litrów. Moc, jaką rozwija to 160 KM, które rozpędzają samochód
do 100 km/h w czasie blisko 10 sekund. Prędkość maksymalna tylko nieznacznie
przekracza 200 km/h. Zanim jednak ruszymy z miejsca, zauważymy, że drążek
skrzyni biegów wibruje niczym młot pneumatyczny. Nie mniejszej siły trzeba też
użyć, by wrzucić bieg – skrzynia działa z dużym oporem.
Kiedy już
jednak przesuniemy tę zwrotnicę wiktoriańską do pozycji „1” i dynamicznie
ruszymy, stwierdzimy, że auto niemal wbija w fotel do mniej więcej 3 – 3,5
tysiąca obrotów na minutę. Wtedy moment obrotowy zamienia się miejscami z mocą,
która już nie robi takiego wrażenia. Inną sprawą jest też tempo, w jakim
jednostka się rozgrzewa.
Jeździłem
autem przez pół godziny, podczas których często wciskałem pedał gazu do
podłogi, i przez ten czas wskazówka temperatury cieczy chłodzącej nie podniosła
się z wartości „zimno”. Jakbym miał tym autem jechać do Cieszyna, to
temperaturę roboczą silnik osiągnąłby dopiero na autostradzie A1, a to już zbyt
dużo. Nawet dla kogoś z anielską cierpliwością.
Czepialstwo
objawi się też tym, że przycisk hamulca postojowego jest identyczny, jak przełącznik
otwierania szyb. Nie wierzę, że Chevrolet aż tak musi oszczędzać. Już lepiej by
było zostawić starą dobrą dźwignię hamulca ręcznego. Ostatnim mankamentem jest
czujnik parkowania, który przez cały czas musi być aktywny. W przeciwnym
wypadku po wrzuceniu wstecznego biegu pomocnik cofania nie raczy się odezwać,
jakby się obraził na cały świat.
Chevrolet Malibu z 2 litrowym
silnikiem diesla kosztuje od nieco ponad 115 tysięcy złotych. To ponad 7
tysięcy złotych więcej, niż Opel Insignia z tym samym, 160 konnym silnikiem. Jeśli komuś zależy na bardziej stylowym samochodzie, to dopłata nie wydaje się
być zbyt wysoka, co potwierdza dodatkowo bogate wyposażenie Chevroleta.
Malibu zastąpiło w ofercie model Epica |
Z profilu Malibu łatwo pomylić z Insignią |
Z tej perspektywy samochód wygląda najlepiej |
Styliści wyraźnie inspirowali się Camaro |
Zegary są bardzo ciekawe, a ich czytelność jest przywzwoita |
Fotel jest zdecydowanie bardziej komfortowy, niż sportowy |
Tworzywa deski rozdzielczej są dobrej jakości |
Nawigacja skrywa pewien sekret... |
... który okazuje się być bardzo pojemnym schowkiem |
Dźwignie kierunkowskazów są bardzo masywne i grube |
Fot. Łukasz Walas (lukaszwalas.blogspot.com)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz