Fot. 25.media.tumblr.com |
Ile wam znanych producentów współczesnych aut produkuje silniki 16 cylindrowe? Bugatti, parę zrobiło BMW i to w zasadzie koniec. Ogromne bloki skrywające 16 tłoków były domeną czasów, w których benzyna była czymś, czym dla nas jest obecnie powietrze. Niestety po II Wojnie Światowej te czasy musiały przejść do historii. Aż do 1991 roku.
Cizeta została wyprodukowana
przez biznesmana Claudio Zampolliego i muzyka Giorgio Morodera. Projekt zaś
pochodzi od Marcella Gandiniego. Dokładnie tego samego, który stworzył Miurę i
Countacha.
W gruncie rzeczy właśnie tak miał
wyglądać Diablo, jednak szefostwo firmy, do którego należało wtedy Lamborghini
– Chrysler nie zgodziło się na ten projekt, dlatego, że był dla nich zbyt
agresywny, co skończyło się wprowadzeniem wielu zmian. Skutkiem tego było
odejście Gandinieg.
Najbardziej charakterystycznym
elementem z całą pewnością są światła. Dwie pary reflektorów chowanych w
karoserii. Do drzwi, laik łatwo pomyli auto z Lamborghini Diablo. Dalej jest
już dużo gorzej. Auto wygląda po prostu okropnie. Malutkie okienko, gigantyczny
wlot powietrza, dziwnie kanciaste nadkole i paskudny tył. Tylne światła
wyglądają jak wzięte ze starego Mitsubishi Colta. Widać też podobieństwo do
Bugatti EB110. Mnie ogólnie się nie podoba.
W środku mamy tylko to, co
potrzebne. Drugi fotel, prędkościomierz, obrotomierz i parę innych rzeczy. Nie
ma żadnych wskaźników. Projektant postawił na absolutną prostotę i zastąpił je
kolorowymi światełkami. Już widzę jak ta choinka się zapala po uruchomieniu.
Zimny silnik, olej, ciecz chłodząca, itp. Jeszcze jak dodać kontrolki niskiego
poziomu paliwa i nie daj Boże „check engine”, czy coś w tym stylu, to mamy
prawdziwy kolorofon jak w klubach.
Silnik to nie jest V16 z
prawdziwego zdarzenia. To zespolone ze sobą dwie jednostki V8 produkcji
Lamborghini. Zestaw liczy sobie 6 litrów pojemności skokowej, rozwija 540 KM i
cieszy się tytułem pierwszego szesnastocylindrowego silnika od czasów, kiedy
zaprzestano ich produkcji. Mimo dużej mocy auto nie było tak szybkie, jak
choćby konkurencyjne Ferrari F40. Wszystkiemu winna była ogromna masa 1700 kg,
która pozwalała na rozpędzenie auta do prawie 330 km/h przekraczając setkę w
4,4 sekundy.
Moroder wbrew założeniom
projektanta nie stał się hitem sprzedażowym. Z zakładanych 225 egzemplarzy
rocznie (bo nawet tyle miało powstawać) sprzedało się wyłącznie 7 sztuk.
Jedynie Sułtan Brunei mógł pozwolić sobie na 2 egzemplarze kosztujące 600
tysięcy dolarów każdy. Auto miało być w głównej mierze sprzedawane w USA,
jednak początkowo nikt nie był zainteresowany zakupem tego supersportowca.
Cztery lata po rozpoczęciu produkcji, w 1994 roku zawieszono działalność, którą
wznowiono dziewięć lat później. Firma produkuje dwa modele – Coupe i Spyder.
Przeniosła też swoją siedzibę z Modeny do Fountain Valley. Nad firmą ciągle
czuwa Zampolli. Ponoć przez pewien czas można było podziwiać jeden egzemplarz
Morodera w Californi, jednak został on przejęty przez urzędników federalnych.
Pewnie dlatego, że dawno auto przestało spełniać normy bezpieczeństwa i
czystości spalin.
Fot. autokult.pl |
Fot. all-carz.com |
Fot. carstyling.ru |
Fot. 24.media.tumblr.com |
Fot. carpassion.com |
Fot. instablogsimages.com |
Światła tylne są z Alpine GTA V6 Turbo, jeśli dobrze kojarzę.
OdpowiedzUsuńI "jedynie 7 sztuk", a nie "wyłącznie" :P