|
Fot. boldride.com |
Jeszcze całkiem niedawno koncepcja cabrioletu napędzanego
silnikiem diesla była dość abstrakcyjna. Jeszcze bardziej niedorzecznym było
montowanie takiego silnika pod maskę auta sportowego (chodźego wszystkiego daje coś, co pokrótce nazwałbym tragedią, ale czy
to byłaby prawda?
Anglicy słyną już z nieszablonowego myślenia i ogromnej
kreatywności nie tylko w wymyślaniu szalonych pomysłów w autach koncepcyjnych,
ale też wdrażaniu ich do aut seryjnych. Trident w 2012 roku postanowił
zaoferować klientom nie dość, że supersportowego roadstera, to jeszcze napędzanego
najzwyklejszym klekotem. Z całą pewnością nie jest to auto skierowane do
estetów, bo z pięknem to on ma nie wiele wspólnego. Z przodu może przypominać
odświeżonego Panoza Esperante, czyli jest po prostu okropny. Profil, to
zdecydowanie najmocniejszy punkt tego auta – ma bardzo dobre proporcje i
eksponuje to, co powinno. Napompowane błotniki dodają uroku. Tył prezentuje się
zdecydowanie koszmarnie. Innych słów na skomentowanie tej zwały blach nie ma.
Pod maską znajduje się zapożyczony z General Motors silnik
diesla o pojemności 6,6 litra. Właściwie więcej nie powinienem pisać, bo już
wiadomo, że jeśli 669 KM was nie porywa, to moment obrotowy na poziomie 1422 Nm
(słownie: tysiąc czterysta dwadzieścia dwa niutonometry!) powinien zrobić
wrażenie nawet na maszyniście. Lokomotywa ta rozpędza się do 100 km/h w 3,7
sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 321 km/h. Producent nie wspominał nic o
skrzyni biegów. Wiadomo tylko tyle, że na najwyższym przełożeniu, przy 113 km/h
(70 mph) wał napędowy obraca się dość leniwie, bo tylko 980 razy na minutę. To
jedynie 220 obrotów wyżej od jałowych. Jadąc takim tempem auto spala 4,1 l/100
km, i nawet jeśli realne wyniki będą wyższe o litr, czy dwa, to i tak można być
pełen szacunku, bo auto ma prawie 670KM. Dzięki technologii Torque
Multiplication auto jest w stanie jechać właściwie na wszystkim, co ma oleistą
konsystencję. Teoretyczny zasięg wynosi 3219 km, czyli można byłoby wybrać się
na wakacyjną przejażdżkę z Warszawy do Porto w Portugalii (3163 km).
A co z ceną? 75 tysięcy funtów, czyli 387 tysięcy złotych
(bez podatków) to bardzo atrakcyjna cena za samochód, który jest roadsterem, ma
ekonomiczny silnik diesla, pozwalający nam na przejażdże nad Ocean Atlantycki i
palenie gumy na najwyższym biegu. A ja z chęcią sprawdziłbym, czy rzeczywiście
dałbym radę wybrać się z Warszawy do wybrzeży Portugalii na jednym baku.
|
Fot. dieselstation.com |
|
Fot. nosmokenopoke.com |
|
Fot. boldride.com |
|
Fot. automobilesreview.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz