Fot. wprost.pl |
Towarzystwa ubezpieczeniowe, to
instytucje mające na celu w pewien sposób ulżyć klientom w działaniach po
uszkodzeniu czyjegoś samochodu, i jest tak – wcale nie mam tutaj wątpliwości,
bo ten system zdążyłem przetestować już nie jednokrotnie będąc poszkodowanym w
różnego rodzaju przypadkach. W osobistym mniemaniu uważam, że ubezpieczyciele
też dbają o to, by nasze portfele nie okazały się zbyt ciężkie, a nadwaga
portfela, to coś, co jest wręcz pożądana przez każdego z nas.
Ostatnio skończyła mi się polisa
u jednego ubezpieczyciela i chciałem zmienić towarzystwo zabezpieczające moje
auto. Spróbowałem w PZU, bo byłby to już któryś z kolei samochód, który
ubezpieczony jest tam. Przeprowadziłem kilka analiz oszacowania wartości
samochodu i za każdym razem kwota wychodziła zupełnie inna. Na początku stawka
miała wynieść bodajże 2400 zł (OC + AC i NNW), co jeszcze dałoby się przełknąć.
Chcąc wykupić polisę dowiedziałem się, że ta kwota zbliżyła się do trzech
tysięcy złotych. Zacząłem się zastanawiać, czy jeszcze opłaca się brnąć w tę
zabawę dalej.
Wtedy do zabawy dołączył się ojciec (jest współwłaścicielem auta, dzięki czemu nie płacę horrendalnych stawek). Wtedy do weryfikacji wszystkich faktów i informacji obliczono ostateczną wysokość składki ubezpieczeniowej, która wyniosła uwaga... Mam nadzieję, że siedzicie, bo w innym wypadku możecie zaliczyć bolesny upadek... 8 tysięcy złotych! W samochodzie wartym blisko 40 tysięcy – to 20% wartości auta! Skąd wzięła się aż taka cena? Podobno w PZU są inne warunki ubezpieczania samochodu.
Jeśli samochód ma kilku
właścicieli, i zostaje ubezpieczany w tym towarzystwie, w wysokości stawki nie
bierze się pod uwagę zniżek osób ich posiadających. Przy ustalaniu wartości dolicza
się zasługi osób, które mają najmniejsze zniżki, bądź największe zwyżki, a że
nie mam skończonych 25 lat, to przysługują mi oczywiście zwyżki. Ostatecznie
zostałem z moim starym ubezpieczycielem i modlę się, żebym nic nie zrobił swoim
samochodem, bo wiem po przygodzie brata, że potem będę miał problemy z moim
towarzystwem ubezpieczeniowym.
Obnażam przy okazji kolejną
głupotę ubezpieczycieli, ponieważ myśląc takimi samymi kategoriami powinno się
kupować samochód dopiero kończąc 25 lat – wtedy nie ma zwyżek nakładanych przez
wiek kierujących bez względu na to, jaki mają staż za kierownicą – a mój w tym
roku jest już piąty. Nie mówiąc o tym, że samochody prowadzę od 13 roku życia.
W tym czasie przejechałem około 100 tysięcy kilometrów za kierownicą różnego
rodzaju samochodów.
Zwyżki ze względu na sam wiek, a
nie na ilość przejechanych kilometrów, czy „lat za kierownicą” to jeden z
najbardziej niesprawiedliwych sposobów „karania” młodych kierowców. Nie
spowodowałem żadnego wypadku i nie uważam siebie za osobę bardziej
niebezpieczną na drodze, od przeciętnego kierowcy. Ubezpieczyciele jednak
uważają inaczej próbując dorobić się na młodych kierowcach w każdy możliwy
sposób. Ciekaw jestem ile świeżo upieczony kierowca musi zapłacić za
ubezpieczenie np. Malucha – 2, 3, 4-krotność wartości auta? Czy to się
komukolwiek opłacałoby?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz