Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 16 stycznia 2013

Pieniądze Zagarniemy z Uśmiechem

Fot. wprost.pl
 
Towarzystwa ubezpieczeniowe, to instytucje mające na celu w pewien sposób ulżyć klientom w działaniach po uszkodzeniu czyjegoś samochodu, i jest tak – wcale nie mam tutaj wątpliwości, bo ten system zdążyłem przetestować już nie jednokrotnie będąc poszkodowanym w różnego rodzaju przypadkach. W osobistym mniemaniu uważam, że ubezpieczyciele też dbają o to, by nasze portfele nie okazały się zbyt ciężkie, a nadwaga portfela, to coś, co jest wręcz pożądana przez każdego z nas.


Ostatnio skończyła mi się polisa u jednego ubezpieczyciela i chciałem zmienić towarzystwo zabezpieczające moje auto. Spróbowałem w PZU, bo byłby to już któryś z kolei samochód, który ubezpieczony jest tam. Przeprowadziłem kilka analiz oszacowania wartości samochodu i za każdym razem kwota wychodziła zupełnie inna. Na początku stawka miała wynieść bodajże 2400 zł (OC + AC i NNW), co jeszcze dałoby się przełknąć. Chcąc wykupić polisę dowiedziałem się, że ta kwota zbliżyła się do trzech tysięcy złotych. Zacząłem się zastanawiać, czy jeszcze opłaca się brnąć w tę zabawę dalej.

Wtedy do zabawy dołączył się ojciec (jest współwłaścicielem auta, dzięki czemu nie płacę horrendalnych stawek). Wtedy do weryfikacji wszystkich faktów i informacji obliczono ostateczną wysokość składki ubezpieczeniowej, która wyniosła uwaga... Mam nadzieję, że siedzicie, bo w innym wypadku możecie zaliczyć bolesny upadek... 8 tysięcy złotych! W samochodzie wartym blisko 40 tysięcy – to 20% wartości auta! Skąd wzięła się aż taka cena? Podobno w PZU są inne warunki ubezpieczania samochodu.


Jeśli samochód ma kilku właścicieli, i zostaje ubezpieczany w tym towarzystwie, w wysokości stawki nie bierze się pod uwagę zniżek osób ich posiadających. Przy ustalaniu wartości dolicza się zasługi osób, które mają najmniejsze zniżki, bądź największe zwyżki, a że nie mam skończonych 25 lat, to przysługują mi oczywiście zwyżki. Ostatecznie zostałem z moim starym ubezpieczycielem i modlę się, żebym nic nie zrobił swoim samochodem, bo wiem po przygodzie brata, że potem będę miał problemy z moim towarzystwem ubezpieczeniowym.

Obnażam przy okazji kolejną głupotę ubezpieczycieli, ponieważ myśląc takimi samymi kategoriami powinno się kupować samochód dopiero kończąc 25 lat – wtedy nie ma zwyżek nakładanych przez wiek kierujących bez względu na to, jaki mają staż za kierownicą – a mój w tym roku jest już piąty. Nie mówiąc o tym, że samochody prowadzę od 13 roku życia. W tym czasie przejechałem około 100 tysięcy kilometrów za kierownicą różnego rodzaju samochodów.


Zwyżki ze względu na sam wiek, a nie na ilość przejechanych kilometrów, czy „lat za kierownicą” to jeden z najbardziej niesprawiedliwych sposobów „karania” młodych kierowców. Nie spowodowałem żadnego wypadku i nie uważam siebie za osobę bardziej niebezpieczną na drodze, od przeciętnego kierowcy. Ubezpieczyciele jednak uważają inaczej próbując dorobić się na młodych kierowcach w każdy możliwy sposób. Ciekaw jestem ile świeżo upieczony kierowca musi zapłacić za ubezpieczenie np. Malucha – 2, 3, 4-krotność wartości auta? Czy to się komukolwiek opłacałoby?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz