Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 10 października 2012

Downsizing jest bez sensu!



Zmniejszanie pojemności skokowej bez ubytku mocy stało się na tyle powszechnym zjawiskiem, że nawet producenci samochodów sportowych zaczynają się uginać pod lobby ekologów uważających, że sportowy samochód to Toyota Prius, a wszystko inne, co jest zasilane wyłącznie benzyną, czy ropą jest archaiczne, stare i gorsze niż gwałt na dziecku.

Oczywiście wszystko nie mogło nastąpić nagle, dlatego takie procesy zachodzą płynnie. Silniki się zmniejszają, ale żeby nie zmniejszać jednocześnie mocy, postanowiono dodać turbinę. Przynajmniej jedną. Doskonałym przykładem takiego utrzymania mocy (a nawet jej podniesienia) kosztem pojemności skokowej dało nam BMW. Bawarski producent wycofał z produkcji wolnossący silnik benzynowy o sześciu cylindrach i ułożonych w rzędzie, 3 litrach pojemności i mocy 218 KM. W jego miejsce dał jednostkę mniejszą o cały litr (!) i dwa cylindry. Efekt końcowy był nie mniej zaskakujący – przyrost mocy od 27 KM (do 245).

Jest i ciemna strona dowsizingu, którą poszedł ostatnio Jaguar. Zrezygnował on z silników V8 o pojemności 5 litrów. Jednostka miała 385 KM i 515 Nm momentu obrotowego. Następca ma już (tylko) 3 litry i jedynie 340 KM. Do kompletu jeszcze 450 Nm. Nie wygląda to pocieszająco. Tym bardziej, że oszczędność 2 litrów paliwa na 100 km jest raczej mało realna. Ogólnie wyniki osiągane przez doładowane, mniejsze jednostki wcale nie są dużo mniejsze, niż obiecuje producent. Wynik katalogowego zużycia paliwa, starszego i większego silnika jest bardziej realna.

To tylko pierwsze z brzegu przykłady, bo można nimi sypać jak z rękawa. Ferrari i Lamborghini bronią się przed turbosprężarkami jak tylko mogą, ale to najprawdopodobniej tylko do czasu. Ferrari w modelu F70 miało w planach ponownie zastosować doładowanie (ponownie, bo ostatnio takie użył w F40) i system KERS. Ostatecznie zostaje tylko przy drugiej opcji. Honda też w końcu się ugięła i zastosuje doładowanie w wyczynowej Civic Type-R, co jeszcze kilka lat temu było zupełnie nie do pomyślenia.

Jest jeszcze kilka miejsc, gdzie duża pojemność skokowa nie musi przegrywać z doładowaniem. Są nimi amerykańskie samochody sportowe i... Rolls Royce, bo kiedy Bentley robi wszystko, by wypromować silnik V8 produkcji Audi. Rolls Royce zaś nie zmienia nic od dziesięcioleci. Wolnossący silnik V12 o pojemności 6,75 litra - to najprawdopodobniej będzie ostatni przedstawiciel bastionu silników o dużej pojemności.

Ja jednocześnie żałuję i nie, że mój samochód ma doładowany silnik 1,4. Zaletą jest turbina. Wadą jest to, że silnik nie ma 2 litrów i bardzo rasowego dźwięku, choć nie mam powodów do narzekania na akustykę, jeśli tylko przekroczę na obrotomierzu 3500 obrotów na minutę.

1 komentarz:

  1. Moim zdaniem krok wstecz, przynajmniej, jeśli chodzi o praktykę (użytkowanie na co dzień)
    To samo auto testowałem z dwoma silnikami benzynowymi: 2.0 wolnossący 140 KM i 1.4 turbo 150 KM
    W teorii powinna być przewaga tego drugiego, tymczasem w 2-litrówce mam moment obrotowy dostępny od razu (od niskich obrotów ciągnie pięknie). Mały turbiniak potrzebuje te półtorej, 2 sek. więcej, by się rozbujać, w dodatku bardziej wyje (jak silnik od miksera).
    Zużycie paliwa identyczne. Więc pytam - po co ten cały downsizing, skoro dochodzi koszt i zawodność turbiny?

    OdpowiedzUsuń