Ostatni tydzień nie przyniósł
żadnych sportowych samochodów. Seat za wszelką cenę stara się uatrakcyjnić chyba
najnudniejszy samochód w swoich szeregach, Opel przyłapany bez kamuflażu musiał
przedstawić wcześniej swój mały model, a Audi ciągle próbuje krzyżować sport z
dieslem. Krótko mówiąc zaczynamy.
1. Seat Mii Vibora Negra
fot. Seat
W ostatnim czasie Seat nie popisywał się przy projektowaniu nowych modeli samochodów. Exeo, Alhambra i Mii nie są samochodami tak ciekawymi jak swojego czasu była Altea, czy nawet ostatnia Ibiza. Jeśli chodzi o samo Mii, to jest on brzydszy niż Up! Volkswagena, a nawet od Skody Citigo. Producent musiał się w tym połapać, dlatego nazwał jedną z wersji na tyle zadziornie, na ile był w stanie – czarna żmija. Tutaj zdecydowanie jest odniesienie do dwóch pasów biegnących przez cały samochód. Do tego pasy biegną po bokach auta. Czarny kolor znajdzie się też na felgach i obudowach lusterek. Do tego dochodzi nakładka przedniego zderzaka, oraz nowe progi. Trochę mało, jak na usportowione pudełko. Silnik zostaje seryjny, a inżynierowie od wydechu nawet nie wysilili się, by zamontować jakąś sensowną końcówkę. Moim zdaniem auto powinno się nazywać najwyżej „czarnym padalcem”. Wszystko to kosztuje ponad 8650 zł. Trochę dużo jak na zestaw do małego autka.
2. Opel Adam
fot. Opel
Odkąd wyciekły do internetu
zdjęcia najmniejszego Opla (czyżby następca Agili?), producent nie miał za dużo
do zrobienia. Po prostu musiał przyspieszyć premierę auta nazwanego imieniem
założyciela marki z Rüsselsheim, chociaż ja proponowałbym po prostu bardziej
nowocześnie – Pendrive. Konkurent Mini na tle innych aut wygląda jak zupełnie
nowy model, choć ciągle ma charakterystyczne znamiona zarezerwowane dla aut z piorunem
w pierścieniu – kierunkowskazy w kształcie bumerangu i przetłoczenia na
drzwiach wprost z Insigni. Samochodzik jest bardzo ładny i na pewno stanie się
hitem takim, jakimi są jego konkurenci – MINI i Fiat 500. Niestety pod względem
osiągów auto będzie mógł konkurować jedynie z włoską pięćsetką. Pod maską będą
silniki jedynie 1,2 i 1,4 (odpowiednio 70, 87 i 100 KM) sprzężone ze skrzynią
mechaniczną pięciostopniową. Największą niewiadomą jest nowy, doładowany silnik,
który będzie miał nową, sześciostopniową przekładnię manualną. Pierwsze auta
mają trafić do salonów w styczniu 2013.
3. Audi SQ5
fot. Audi
Ciągle się wydaje, że Audi ma
ciche ciągotki do diesli. Najpierw R8 TDI, który miał być pierwszym
supersamochodem z silnikiem diesla, potem Q7 V12, który jest absolutnym
szczytem bezsensowności, bo jak inaczej nazwać wielkiego SUVa z jeszcze
większym ropniakiem pod maską? Wiadomo, że tu nie chodzi o niskie spalanie. O moc
też raczej nie bardzo, skoro nie wprowadzono silnika benzynowego. Więc po co? Teraz przyszła kolej na mniejszy model, już oznaczony literą „S”. Auto
być może jest odpowiedzią na sportowe SUVy od BMW. „Skoro już nie warto
zabierać się za Q7, bo nie długo wyjdzie następca, to może podkręćmy coś
młodszego”. I tak powstał SQ5. Oczywiście znając zamiłowanie koncernu VAG do
silników TDI, ten też został wykorzystany do usportowienia średniaka ze
znaczkiem Q. Tutaj nie ma już tej bezsensownej V12, jak w Q7, a dobrze
wszystkim znany V6 3,0 rozwijający 313 KM i 650 NM momentu obrotowego,
dostępnego w szerokim zakresie od 1450 do 2800 obrotów na minutę. Pierwszą
setkę auto pokonuje w niewiele ponad 5 sekund, a prędkość maksymalna oczywiście
została ograniczona do 250 km/h. Naturalnym konkurentem jest BMW X3 35d, ale
nie jest on oznaczany przez M. Dlaczego więc wysokoprężny silnik należy do
grupy S? Tym posunięciem Audi nie zmotywuje BMW do powstania X3 M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz