Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

piątek, 28 października 2011

Unia Europejska będzie najwolniejszym miejscem na Ziemi



                Poziom mojej frustracji osiągnął wyżyny mojej cierpliwości. Z tego też powodu postanowiłem niezwłocznie napisać o tym mój kolejny felieton.

            Eurodebile z Parlamentu Europejskiego przyjęli w połowie października rezolucję, w której zawarte są nowe propozycje „ułatwienia i polepszenia” życia kierowcom na starym kontynencie. I o ile pochwalam wprowadzenie jednolitego limitu dopuszczalnej zawartości alkoholu we krwi (pod warunkiem, że będzie mieścił się w przedziale 0,2-0,5 ‰), tak nie mogę zrozumieć, dlaczego w każdym samochodzie musi być zamontowany alkomat blokujący zapłon samochodu.

              
Pierwszym z brzegu argumentem obalającym to idiotyczne kuriozum jest korzystanie ze środków odświeżających jamę ustną. Po wypłukaniu ust Listerinem, poziom alkoholu w wydychanym powietrzu wielokrotnie przekracza obecne, bardzo tolerancyjne według eurogłąbów normy. Mimo wszystko „podpita” osoba w pełni sprawnie jest w stanie jechać samochodem. Drugi powód, jaki mi się nasuwa, to spożywanie różnych produktów w trakcie jazdy, czy bezpośrednio zaraz przed wyjechaniem. Po zjedzeniu batonika czekoladowego, alkomat potrafi wskazać nawet 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Już teraz taki wynik grozi co najmniej zabraniem prawa jazdy. 

            Jestem też ciekaw, czy uruchomimy samochód odwożąc ziejącego promilami pasażera. Moim zdaniem takie rozwiązanie miałoby sens, pod warunkiem, że będzie on zastosowany tylko i wyłącznie osobom, które odzyskały prawo jazdy odebrane wcześniej, za jazdę po pijanemu. Takie rozwiązanie reedukacyjne z pewnością byłoby bardziej sensowne.

            Zakaz używania urządzeń ostrzegawczych przed kontrolą drogową powinien być zalegalizowany. Nie piszę tego, dlatego, bo chcę pędzić ile fabryka da tam, gdzie się po prostu nie da tak jechać. Wyrówna to walkę pomiędzy coraz lepiej uzbrojoną policją, a niemającymi żadnych szans obrony kierowcami. Policjanci poza tym coraz zuchwalej chowają się za różnego rodzaju przeszkodami typu krzaki, ściany i pagórki nie widząc w tym absolutnie niczego złego. Poza tym dziwi mnie przymus wyrabiania przez funkcjonariuszy pewnego rodzaju średniej wlepiania mandatów. Chyba nie na tym ma polegać nauczanie kierowców, by z byle powodu karać ich tylko dlatego, bo przełożony kazał wyrobić średnią np. 40 mandatów dziennie. 

           Ostatnim i chyba największym przejawem idiotyzmu eurodeputowanych jest przepis regulujący ograniczenie prędkości w terenie zabudowanym do... 30 km/h(!). Jedynym wytłumaczeniem jest redukcja ilości ofiar śmiertelnych wśród pieszych. Dla mnie takie ograniczenie jest absolutnie zbędne zważywszy chociaż na to, że producenci samochodów w nie dalekiej przyszłości będą stosować w autach poduszki powietrzne chroniące pieszych, czy ładunki wybuchowe podnoszące maskę, by zmniejszyć ewentualne zagrożenie obrażeniami. Drugi z brzegu powód, to czas pokonywania miejscowości, czy wielkich miast, jakim choćby jest Warszawa. Żeby przebić się z Legionowa do Konstancina, trzeba byłoby poświęcić co najmniej dwie godziny (w tym samym czasie można przejechać 2/3 drogi ze Stolicy do Krakowa). Poza tym za jazdę po mieście 80 km/h możemy zapłacić już 500 zł i dostać 10 pkt karnych, a nie oszukujmy się – taka prędkość jest normalną, z jaką przemieszczają się nawet autobusy komunikacji miejskiej na szerokich, dwujezdniowych drogach.

            Zastanawia mnie też, dlaczego Unia chce tak bardzo chronić idiotów, bo jak inaczej nazwać ludzi, pchających się pod auta. Z całą pewnością muszą być świadomi zagrożenia, jakie niesie za sobą potrącenie przez samochód, czy autobus, a mimo tego zawsze znajdzie się taki ktoś. Nie chrońmy debili, bo na tym polega naturalna selekcja na świecie. Wcześniej takich zjadały tygrysy, czy rozrywały dziki. Teraz ich rolę przejęły samochody, czy sprzęty elektryczne połączone z wodą. Wiadomo, że każdy człowiek może być cenny, bo to przecież lokata, lecz czy warto zbierać głąbów do segregacji odpadów, czy zamiatania podłogi?

            I tym filozoficznym wywodem chciałbym zakończyć moją dysputę. Kolejny raz powtarzam, że Unia już za głęboko wchodzi nam w tyłki nic nie wartymi przepisami, które ograniczają naszą wolność, zamiast ją poszerzać. Kiedy Polska miała inspiracje wejścia do Unii i w pierwszych latach członkostwa, byłem ogromnym euroentuzjastą, jednak od jakichś dwóch lat mój dystans do tej instytucji jest coraz większy, dlatego jeśli dojdzie do tego, żebym po mieście musiał jeździć w tempie rowerzysty, to bez przekąsu odwrócę się tyłkiem do Europy i przeniosę się na stałe do Stanów.

1 komentarz: