Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

poniedziałek, 2 maja 2011

Pozwólmy kierowcom samodzielnie myśleć. Usuńmy znaki!



Od jakiegoś czasu przejeżdżam przez wieś przed którą znajduje się znak informujący, że kończy się obszar zabudowany. Idąc tym tropem dalej, mogę wywnioskować, że przez tę miejscowość zupełnie legalnie można przejechać 90 km/h. Znając jednak ironię losu patrol drogówki stojący w tej wsi zatrzymałby mnie za przekroczenie prędkości na terenie zabudowanym, którego właściwie nie ma.


Tutaj rodzi się pytanie. Gdzie właściwie jest logika i kto ma rację?



Odpowiedź nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. Znaki ogólnie mają odciążyć nas od nie raz błędnego myślenia i pamiętania dziwnych, nikomu nie potrzebnych uwarunkowań. Czy jednak warto iść w skrajność i informować kierowcę o nawet tak oczywistych rzeczach jak wjazd do terenu zabudowanego? Na moim przykładzie chyba jednak nie. No chyba, że jesteś szympansem i jedyne co przychodzi ci do głowy, to banan. Skoro widzisz kilka domów stojących przy drodze, to chyba oczywistym jest, że należy tutaj zwolnić. Kiedy jednak znak mówi, że jest zupełnie inaczej to przez miejscowość prujesz z pełną prędkością. A drogówka tylko na takich czeka. Możesz oczywiście powiedzieć, że jechałeś za szybko i przyjąć mandat.



Druga opcja, to polemika z funkcjonariuszem, w której nie jesteś z góry skazany na przegraną, bo w świetle prawa mogłeś jechać te 90 po tym terenie pozornie zabudowanym. Sprawa najpewniej wtedy trafi do sądu a tam mamy duże szanse na wygranie opierając się na tym, że dzięki znakom nie musimy myśleć, a jedynie głupio się do nich stosować.



Zawsze byłem przekonany, że Unia traktuje normalnego obywatela jak kretyna, którego ciągle trzeba będzie prowadzić za rączkę i pokazywać co jest dobre, a co be. Jestem ciekaw jak bardzo urzędnicy będą ingerować wszędzie tam, gdzie ich obecność będzie zupełnie nie potrzebna. Starają się wkroczyć tam, gdzie działa logika robiąc przy tym tyle zamieszania, że skutki ich ingerencji są zupełnie odwrotne do zamierzonych pociągając za tym koszty rzędu milionów złotych. Nie lepiej te pieniądze przeznaczyć na budowę dróg? A może by w końcu kilka torów wyścigowych, gdzie zmotoryzowani mogliby się wyszaleć na nich a nie na drogach. Po co? W takich miejscach przepisy nie obowiązują, więc z pewnością nie będzie bezpiecznie.



Inną sprawą są ograniczenia prędkości. Nigdy się do nich nie stosuję, ponieważ uważam, że wartości na nich wyrażone byłyby odpowiednie dla transportowania ogromnych bloków piaskowca na piramidę 7-8 tysięcy lat temu w Egipcie. Same znaki traktuję jako informację, że lepiej zwolnić a sama wartość wskazuje jak bardzo muszę zwalniać. I nigdy, w żadnych warunkach jakich jechałem, nie miałem najmniejszych problemów z samochodem, który nagle uświadomił sobie, że jest dzięciołem.



Tak więc wniosek nasuwa się sam. Używajmy logiki i zdrowego rozsądku przynajmniej tak samo często, jak wsiadamy do samochodu. Nigdy nie zostaniemy zawalidrogami a i też nigdy nikogo nie zabijemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz