Niedościgniony wzór doskonałości
Wielu próbowało zbudować samochód, którym pod względem prestiżu, jakości
wykonania, szybkości oraz całej legendarnej otoczki przebije niedościgniony do
dziś wzór – Mercedesa SL. Problem polega na tym, że każdy z producentów
otrzymywał efekt końcowy, który pod jakimś względem był zupełnie inny od
flagowego roadstera z Niemiec.
Jest
wielu producentów, którzy bardzo dobrze potrafią przeplatać królewski komfort
podróżowania z niebotycznymi osiągami dodając w bonusie opcję składanego dachu,
by móc rozkoszować się świeżym powietrzem w pogodne popołudnie. Co my tu mamy – BMW 6 Cabrio, Bentleya
Continentala GT Convertible, Jaguara XKR Convertble, Maserati GranCabrio I
Astona Martina DB9 Volante. Wszystko
luksusowe, bardzo drogie i odpowiednio szybkie. Kiedy jednak ktoś poprosi Was o
powiedzenie, z czym kojarzy się luksus połączony z kabrioletem, szybkością i
bardzo wysoką ceną, niemal na pewno wszyscy z Was powiedzą: Mercedes SL.
Ściślej to SL500.
Nie
wiem czemu akurat pięćsetka stała się symbolem nie tylko samego SL-a, ale po
prostu Mercedesa. Może to po prostu dlatego, że pod maską gości najczęściej
silnik o pojemności 5 litrów, 8 cylindrach, stosunkowo niezbyt wysilony, ale za
to niezwykle długowieczny. Z całą pewnością nie chodzi tu o moc, bo przecież
często można znaleźć w ofercie sześćsetki z 12 cylindrowym silnikiem o
pojemności mniej więcej 6 litrów, albo jednostki, w których swoje palce maczali
specjaliści od AMG. Na samą myśl dostaję gęsiej skórki, jednak z drugiej strony
Mercedesy SL AMG moim zdaniem są już odarte z monarszego charakteru najbardziej
topowego i unikatowego (przynajmniej w Polsce) Mercedesa.
Dlatego
też absolutnym szczytem w hierarchii pozostaje klasyczny zestaw literek i liczb
w postaci „SL500”.Ten kod oznacza samochód, który charakteryzuje się pokaźną
atrapą chłodnicy, której towarzyszą niezbyt fortunnie wyglądające reflektory,
następnie uwagę zwraca nieskończenie długa maska i atrapy wlotów powietrza
wychodzące z przednich błotników. Dalej jest już znacznie spokojniej. Próżno
szukać tu przetłoczeń, zaś dach prezentuje się zgrabnie. Patrząc na auto z góry
można odnieść wrażenie, że to prawdziwy pocisk do osiągania autostradowych
prędkości. Tył prezentuje się znacznie lepiej od przodu. Światła nawiązujące do
poprzedniego SL-a, końcówki wydechów w kształcie rombów, czy światła wsteczne
umieszczone na dole zderzaka wyglądają nad wyraz dobrze i szlachetnie.
Podobne
wrażenie miałem, kiedy pierwszy raz otworzyłem wrota skrywające wnętrze SL-a.
Zanim jednak doszedłem do tego wniosku, musiałem się trochę odsunąć przez blask
szlachetnych materiałów, jak np. skóra, drewno i aluminium. Minęła krótka
chwila zanim zdecydowałem się wejść za stery. Kiedy wreszcie to zrobiłem,
mogłem nacieszyć się wspaniałością detali, wypieszczonych do ostatnich granic
możliwości. Kratki nawiewów, dźwigienka zmiany biegów z wytłoczonym napisem
„SL”, czy zegarek umieszczony na szczycie deski rozdzielczej wyglądają
zniewalająco. W tej całej wspaniałości przeszkadzają trochę zegary – opatrzone,
bo obecne w zdecydowanej większości nowych Mercedesów. Poprzednik był zdecydowanie
bardziej wyjątkowy pod tym względem – żaden inny model nie otrzymał takiego
zestawu, co mogło też oznaczać, że żaden inny Mercedes nie był aż tak
wyjątkowy, jak SL. Tutaj trochę mi tego zabrakło.
Na
szczęście silnik nie daje powodów do narzekania. Podwójnie doładowana, 8
cylindrowa siłownia produkuje moc 435 KM, a te za pośrednictwem 7 biegowej
skrzyni automatycznej przenoszą moc na tylne walce o szerokości 285 mm w taki
sposób, że te mają problem z utrzymaniem trakcji na pierwszych dwóch biegach. I
to na suchym asfalcie! Piękne, nieprawdaż? Jeśli jednak będziecie potrafili
ruszyć z miejsca bez konieczności rozsmarowywania tylnych kół na asfalcie,
rozpędzicie się do 100 km/h w 4,6 sekundy. Prędkość maksymalna padnie waszym
łupem niewiele później, bo osiągnięcie 250 km/h jest kwestią zapewne niespełna
minuty. Gwarantuję Wam, że nieszczególnie bylibyście tym zainteresowani.
Przede
wszystkim dlatego, że SL500 zapewnia niewyobrażalny komfort rozleniwiając
kierowcę tak, jak to tylko możliwe. Owszem, z chęcią przycisnęlibyście go spod
świateł, by posłuchać subtelnego bulgotu wspaniałego V8 (zwłaszcza, kiedy
ściągniecie dach), jednak mogę Wam zagwarantować, że poprzestaniecie na
sprincie do mniej więcej 160 km/h. Dalej ani nie ma szczególnie sensu, ani potrzeby
bardziej niszczyć sobie fryzury. A co z prowadzeniem? Wbrew pozorom jest
precyzyjne i sprawia całkiem sporą radość za kierownicą. Pod tym względem nie
mam absolutnie niczego do zarzucenia.
Jeśli
jednak miałbym być czepialski, to mógłbym wytknąć zbyt małą staranność przy
zasłanianiu elementów konstrukcji dachu. Poza tym Mercedes SL500 to prawdziwy
majstersztyk. Doskonałość, która jest niedoścignioną inspiracją dla wielu.
Oczywiście
nie mogłem sobie pozwolić, by nie poświęcić akapitu temu, co jest na metkach.
SL500, kosztuje co najmniej 568 tysięcy złotych, co tylko z początku może
wydawać się potwornie wielką ceną. Dlaczego? Ponieważ wartość prezentowanego
samochodu wyceniana jest na niebotyczne 770 tysięcy złotych. W zamian w
wyposażeniu otrzymujecie laker, tapicerkę, listwy wykończeniowe oraz podsufitkę
z serii Designo, airscarf, którego docenicie podczas jazdy bez dachu w
styczniu, aktywne, podgrzewane i wentylowane fotele, audio Bang & Olufsen,
panoramiczny dach z regulowanym stopniem przeźroczystości oraz podświetlane
listwy progowe.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz