Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 12 listopada 2014

Wyścig na ¼ mili – Mercedes-Benz SL500


Niedościgniony wzór doskonałości

Wielu próbowało zbudować samochód, którym pod względem prestiżu, jakości wykonania, szybkości oraz całej legendarnej otoczki przebije niedościgniony do dziś wzór – Mercedesa SL. Problem polega na tym, że każdy z producentów otrzymywał efekt końcowy, który pod jakimś względem był zupełnie inny od flagowego roadstera z Niemiec.

Jest wielu producentów, którzy bardzo dobrze potrafią przeplatać królewski komfort podróżowania z niebotycznymi osiągami dodając w bonusie opcję składanego dachu, by móc rozkoszować się świeżym powietrzem w pogodne popołudnie. Co my tu mamy – BMW 6 Cabrio, Bentleya Continentala GT Convertible, Jaguara XKR Convertble, Maserati GranCabrio I Astona Martina DB9 Volante. Wszystko luksusowe, bardzo drogie i odpowiednio szybkie. Kiedy jednak ktoś poprosi Was o powiedzenie, z czym kojarzy się luksus połączony z kabrioletem, szybkością i bardzo wysoką ceną, niemal na pewno wszyscy z Was powiedzą: Mercedes SL. Ściślej to SL500.

Nie wiem czemu akurat pięćsetka stała się symbolem nie tylko samego SL-a, ale po prostu Mercedesa. Może to po prostu dlatego, że pod maską gości najczęściej silnik o pojemności 5 litrów, 8 cylindrach, stosunkowo niezbyt wysilony, ale za to niezwykle długowieczny. Z całą pewnością nie chodzi tu o moc, bo przecież często można znaleźć w ofercie sześćsetki z 12 cylindrowym silnikiem o pojemności mniej więcej 6 litrów, albo jednostki, w których swoje palce maczali specjaliści od AMG. Na samą myśl dostaję gęsiej skórki, jednak z drugiej strony Mercedesy SL AMG moim zdaniem są już odarte z monarszego charakteru najbardziej topowego i unikatowego (przynajmniej w Polsce) Mercedesa.

Dlatego też absolutnym szczytem w hierarchii pozostaje klasyczny zestaw literek i liczb w postaci „SL500”.Ten kod oznacza samochód, który charakteryzuje się pokaźną atrapą chłodnicy, której towarzyszą niezbyt fortunnie wyglądające reflektory, następnie uwagę zwraca nieskończenie długa maska i atrapy wlotów powietrza wychodzące z przednich błotników. Dalej jest już znacznie spokojniej. Próżno szukać tu przetłoczeń, zaś dach prezentuje się zgrabnie. Patrząc na auto z góry można odnieść wrażenie, że to prawdziwy pocisk do osiągania autostradowych prędkości. Tył prezentuje się znacznie lepiej od przodu. Światła nawiązujące do poprzedniego SL-a, końcówki wydechów w kształcie rombów, czy światła wsteczne umieszczone na dole zderzaka wyglądają nad wyraz dobrze i szlachetnie.

Podobne wrażenie miałem, kiedy pierwszy raz otworzyłem wrota skrywające wnętrze SL-a. Zanim jednak doszedłem do tego wniosku, musiałem się trochę odsunąć przez blask szlachetnych materiałów, jak np. skóra, drewno i aluminium. Minęła krótka chwila zanim zdecydowałem się wejść za stery. Kiedy wreszcie to zrobiłem, mogłem nacieszyć się wspaniałością detali, wypieszczonych do ostatnich granic możliwości. Kratki nawiewów, dźwigienka zmiany biegów z wytłoczonym napisem „SL”, czy zegarek umieszczony na szczycie deski rozdzielczej wyglądają zniewalająco. W tej całej wspaniałości przeszkadzają trochę zegary – opatrzone, bo obecne w zdecydowanej większości nowych Mercedesów. Poprzednik był zdecydowanie bardziej wyjątkowy pod tym względem – żaden inny model nie otrzymał takiego zestawu, co mogło też oznaczać, że żaden inny Mercedes nie był aż tak wyjątkowy, jak SL. Tutaj trochę mi tego zabrakło.

Na szczęście silnik nie daje powodów do narzekania. Podwójnie doładowana, 8 cylindrowa siłownia produkuje moc 435 KM, a te za pośrednictwem 7 biegowej skrzyni automatycznej przenoszą moc na tylne walce o szerokości 285 mm w taki sposób, że te mają problem z utrzymaniem trakcji na pierwszych dwóch biegach. I to na suchym asfalcie! Piękne, nieprawdaż? Jeśli jednak będziecie potrafili ruszyć z miejsca bez konieczności rozsmarowywania tylnych kół na asfalcie, rozpędzicie się do 100 km/h w 4,6 sekundy. Prędkość maksymalna padnie waszym łupem niewiele później, bo osiągnięcie 250 km/h jest kwestią zapewne niespełna minuty. Gwarantuję Wam, że nieszczególnie bylibyście tym zainteresowani.

Przede wszystkim dlatego, że SL500 zapewnia niewyobrażalny komfort rozleniwiając kierowcę tak, jak to tylko możliwe. Owszem, z chęcią przycisnęlibyście go spod świateł, by posłuchać subtelnego bulgotu wspaniałego V8 (zwłaszcza, kiedy ściągniecie dach), jednak mogę Wam zagwarantować, że poprzestaniecie na sprincie do mniej więcej 160 km/h. Dalej ani nie ma szczególnie sensu, ani potrzeby bardziej niszczyć sobie fryzury. A co z prowadzeniem? Wbrew pozorom jest precyzyjne i sprawia całkiem sporą radość za kierownicą. Pod tym względem nie mam absolutnie niczego do zarzucenia.

Jeśli jednak miałbym być czepialski, to mógłbym wytknąć zbyt małą staranność przy zasłanianiu elementów konstrukcji dachu. Poza tym Mercedes SL500 to prawdziwy majstersztyk. Doskonałość, która jest niedoścignioną inspiracją dla wielu.

Oczywiście nie mogłem sobie pozwolić, by nie poświęcić akapitu temu, co jest na metkach. SL500, kosztuje co najmniej 568 tysięcy złotych, co tylko z początku może wydawać się potwornie wielką ceną. Dlaczego? Ponieważ wartość prezentowanego samochodu wyceniana jest na niebotyczne 770 tysięcy złotych. W zamian w wyposażeniu otrzymujecie laker, tapicerkę, listwy wykończeniowe oraz podsufitkę z serii Designo, airscarf, którego docenicie podczas jazdy bez dachu w styczniu, aktywne, podgrzewane i wentylowane fotele, audio Bang & Olufsen, panoramiczny dach z regulowanym stopniem przeźroczystości oraz podświetlane listwy progowe.




















Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz