Niechciane dziecko
Porównując SEAT-a Ibizę do Skody Fabii i Volkswagena Polo można odnieść
wrażenie, że hiszpańska propozycja jest trochę złem koniecznym koncernu VAG.
Postaram się znaleźć odpowiedź jak bardzo pierwsze wrażenie zgadza się z
wrażeniami z jazdy.
Dużo
mówi się o błędach wychowawczych rodziców. A to, że przekarmiają swoje dzieci,
nie uczą ich samodzielności, przez co boją zostawić je same nawet na czas
wyjścia do sklepu za rogiem. Za bardzo je rozpuszczają, pozwalając na wszystko
i kupując to, co sobie zażyczą. Największym jednak błędem jest faworyzowanie
jednego ze swoich pociech, na rzecz drugiego.
Nie ma
nic bardziej krzywdzącego dla dziecka, niż obdarowywanie prezentami (albo
przynajmniej uwagą), pomijając jedno z nich tylko dlatego, że w przyszłości
chce robić coś innego, niż zaplanowali sobie jego rodzice, albo jest po prostu
wg. nich brzydkie. Ewentualnie można wziąć pod uwagę inną – niż sobie wymarzyli
rodzice – płeć, bo może matka i ojciec oczekiwali np. syna, zamiast córki.
Powodów może być mnóstwo.
Dlatego
też jestem w stanie trochę zrozumieć obchodzenie się włodarzy koncernu
Volkswagena z SEAT-em. Nie jest to ich ulubione dziecko, bo też najmniej wnosi
„jurków” do wspólnej kasy rodziny VAG. Może też właśnie dlatego technologia w
ich samochodach jest niby taka sama, ale jednak trochę słabsza. Nie wiecie o co
mi chodzi?
Pół
roku temu testowałem SEAT-a Leona SC FR z benzynowym 1,8 o mocy 180 KM. Auto
było bardzo szybkie i całkiem nieźle trzymało się drogi, jednak automatyczna
skrzynia dwusprzęgłowa pracowała jak
zaledwie dobry klasyczny automat. Mówię prawdę – DSG było szybkie, ale nie
dość. Co ciekawe, Volkswagen, Audi, a nawet Skoda mają normalnie działające
przekładnie. SEAT, żeby takową otrzymać, nie może być nawet w usportowionej
wersji FR. Godne normalnie działającej „dwusprzęgłówki” są jedynie topowe
odmiany Cupra.
I całe
szczęście, bo w końcu już nie mam nieodpartej ochoty zastąpienia tej leniwej
skrzyni normalną przekładnią z drążkiem do ręcznego dobierania przełożenia.
Skrzynia jest tak szybka, że zmiana biegu na wyższy to właściwie rzut strzałką
obrotomierza w niższe rejony skali. Jeśli jednak myślicie, że volkswagenowska
przekładnia o dwóch sprzęgłach, to cud nad cudy, to muszę Was rozczarować.
Przekładnia ta ma bowiem bardzo poważną wadę – kickdown, a raczej jego brak.
Już
mówię o co mi chodzi. Dojeżdżacie sobie spokojnie do auta przed wami na 7
biegu. Macie ochotę go wyprzedzić, dlatego też planujecie wykorzystać lukę
pomiędzy autami jadącymi z przeciwnego pasa. Wciskacie gaz do dechy i nie
dzieje się właściwie nic, a kiedy skrzynia wybierze sobie odpowiednie przełożenie
i doczłapie się do niego (przy redukcji skrzynia schodzi z biegami zahaczając o
każdy poprzedni), wy już nie będziecie mieli okazji do wyprzedzenia nawet mając
do dyspozycji i 700 KM.
A
tutaj do dyspozycji jest całe 180 KM wyciśniętych z silnika 1,4 za pomocą dwóch
turbosprężarek. Dzięki nim auto jest w stanie przekroczyć 100 km/h w niespełna
7 sekund, a wskazówka prędkościomierza będzie wspinać się po skali, puki nie
zbliży się do kreski oznaczającej 230 km/h. Szybko, a jak przystało na
prawdziwego hot hatcha – jego najmocniejszą stroną jest dawanie frajdy na
zakrętach. Aby o takiej można było w ogóle mówić, auto musi być odpowiednio sztywne.
I rzeczywiście jest. Zawieszenie chętnie i bardzo dobitnie informuje o choćby
najmniejszym pęknięciu na jezdni, zaś nawet najostrożniejsze zjechanie z
krawężnika można porównać do pokonania go za pomocą własnego tyłka.
A
przecież pomiędzy nim, a krawężnikiem jest jeszcze fotel, który przynajmniej wygląda
na w miarę wygodny. Ogólnie wnętrze wygląda całkiem przytulnie. Nie rozumiem
jednak, dlaczego SEAT zdecydował się na archaiczny pomysł montażu przycisków
obsługujących radio nie na kierownicy, a na kolumnie kierowniczej. Bardzo
podobne pytanie skierowałbym odnośnie nawigacji satelitarnej. Po co montować
zdejmowany ekran, skoro można zainstalować go stacjonarnie na konsoli
centralnej? Ktoś powie, że SEAT to budżetowa marka, i tak trzeba robić. W takim
razie zapytam, po co skrzynia DSG, czy choćby tempomat? Przecież bez tego
miejskie GTI i tak będzie dawać frajdę z jazdy.
Może
dzięki temu auto nie kosztowałoby na starcie 78,5 tysiąca złotych. Powiem
więcej, Ibiza Cupra byłaby zapewne zdecydowanie tańsza od Fiesty ST. Jeśli
jednak chcielibyście zainwestować w auto, wyglądające jak to, którym jeździłem
(to szare dla ścisłości), to musielibyście przygotować już 90 tysięcy złotych.
W zamian poza autem, otrzymacie też czerwone zaciski hamulców, czujniki
parkowania, skórzaną tapicerkę i komplet czujników (świateł, wycieraczek).
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz