Fot. supercars.net |
Seria 375 America składająca się z 12 egzemplarzy stanowiła nie lada gratkę, ponieważ każdy samochód – wykonany na zamówienie - miał inną, wykonywaną ręcznie karoserię. Co więc stanowiło o wyjątkowości tego konkretnego samochodu? Właściciel – Gianni Agnelli był wnukiem założyciela FIATa, którego firma uratowała z zapaści finansowej Ferrari w 1969 i zapewniła przyzwoity byt aż do dziś. Sam samochód zadebiutował podczas paryskich targów motoryzacyjnych w 1953 roku. Wtedy też marka została okrzyknięta najbardziej prestiżową.
Patrząc
na auto od boku można było pomylić go z Fiatem Pinin Fariną 8V. Z przodu zaś Ferrari
wygląda zupełnie inaczej. Pionowa kratka i owalny wlot powietrza przywodzą na
myśl bardziej Edsela, niż jakikolwiek inny model producenta z Modeny. Tył zaś
gładko opada nadając samochodowi elegancji. Nadwozie zostało pomalowane na
zielono, ale nie jest to byle jaki zielony, tylko odcień wzorowany na
legendarnym British Racing Green. Górna część nadwozia została pomalowana na
czerwono, zaś dach został całkowicie przeszklony.
Wnętrze,
to połacie czerwonej skóry, która pokrywa właściwie każdą powierzchnię, jaka
znajduje się wewnątrz Ferrari America. W takiej klubowej atmosferze można się
zasiedzieć nawet długo po wyłączeniu silnika po przejażdżce. A zapomnieć się
można nawet po przekręceniu kluczyka. Metaliczny dźwięk widlastego silnika o
królewskiej liczbie cylindrów, bo 12 pozwala upajać się muzyką niemal równie
skutecznie, co w czasie symfonii w filharmonii. Samochód, choć ma 44 lata, to
pewnie z chęcią podciągnąłby wskazówkę obrotomierza w rejony zarezerwowane dla
czerwonego pola, czyli 7 tysięcy obrotów na minutę.
Skrzynia
biegów, w układzie H, bo o jedynie czterech przełożeniach, pozwala osiągnąć
temu coupe ponad 240 km/h. Ci, którzy chcieliby sprawdzić jak leciwe Ferrari
zbiera się spod świateł, informuje, że ten model i tak będzie szybszy, niż twój
Golf GTI, czy BMW z doczepioną plakietką „M”. Jedyny minus tego samochodu, to
typowa cecha starych Ferrari – hamulce, które są dramatycznie słabe, nawet,
jeśli nie bierzemy pod uwagę osiągów, na jakie potrafi się zdobyć Amerykanin.
To
jeden z najrzadszych na świecie samochodów z koniem na żółtym tle. Ponadto jest
to też niezasłużenie jeden z najmniej znanych wszystkim model. Szkoda, bo
zdecydowanie jest to też najbardziej nietypowy samochód z Maranello. Przede
wszystkim dlatego, że patrząc na niego nie da się zidentyfikować marki
samochodu. Jednym wygląda on na FIATa, innym na Lancię.
Fot. conceptcarz.com |
Fot. fabwheelsdigest.blogspot.com |
Fot. barchetta.mediacenter.studioline.net |
Fot. barchetta.mediacenter.studioline.net |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz