Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 25 lipca 2012

Szybkie i nieznane: Ford GT90


fot. puer.pl

Duża część z was zna zapewne wygląd legendarnego pogromcę Ferrari z lat 60-tych i 70-tych – Forda GT40. Jeszcze większa część rozpoznaje jego współczesną interpretację – model GT. Zdecydowanie mniej zaś kojarzy z pewnością pewien projekt sprzed 17 lat, który miałby przejąć dziedzictwo swojego przodka. Mowa o chyba najszybszym Fordzie wszechczasów – modelu GT90.

W pierwowzorze jak doskonale wiemy 40 oznaczało wysokość auta wyrażona w calach (czyli niespełna 102 cm!). Współczesny model nie ma już wysokości wyrażonej w żadnej jednostce. Przez prawie 40 lat auto urosło bowiem o 10 centymetrów osiągając już 44,29 cala wysokości. Z całą pewnością przyznacie, że nazwa „Ford GT44,29” brzmi absolutnie idiotycznie. Nie bójcie się. Opisywany samochód nie ma 90 cali wysokości. Liczba tutaj bardziej wyraża 90 letni dorobek marki.

Auto cały czas sprawia wrażenie, że ma ochotę sprać tyłki nie tylko modelom Ferrari, czy Porsche. GT90 ma ochotę mierzyć zupełnie wyżej – choćby na McLarena F1. Samochód pomimo upływu czasu nadal może szokować. Opływowy przód z wąskimi reflektorami, „stojącymi” lusterkami i ogromnymi wlotami powietrza od razu sugeruje ucieczkę, jak nie na prawy pas, to najlepiej na pobocze, bo długo auto nie będzie się zbliżać do nas. Równie szybko nam ucieknie zostawiając po sobie trochę dziwaczny obraz trójkątów – w światłach i ukształtowaniu układu wydechowego. Jeśli auto będzie się poruszało z dużą prędkością, naszym oczom ukaże się również ogromne, podnoszone skrzydło. Z boku samochód może się najmniej podobać. Wygląda jak insekt, którego z chęcią wgnietlibyście w blat stołu za pomocą gazety. Wnętrze to niekończące się pole jadowicie niebieskiej skóry i aluminium. Nie spotkamy tutaj żadnego innego materiału. Bardzo czytelne, utrzymane w stylu retro zegary ładnie wyglądają i zachęcają do częstego zerkania podczas nagłego przyspieszania.

Ford powstał w czasach, kiedy pomysł podwójnego doładowania był abstrakcyjny, jednak inżynierowie posunęli się nie tyle o krok. Uciekli o całą długość biegu sprinterskiego na 200 metrów i upakowali do dużego V8 aż cztery (!) turbosprężarki. Do tej pory jedynym samochodem takim zestawem suszarek mógł się jedynie pochwalić Bugatti Veyron, ale to dopiero dziesięć lat później. To daje ponad 123 konie z jednego litra pojemności. Niby nic wielkiego, bo obecnie wolnossące Ferrari mają podobne osiągi, jednak pamiętajmy, że wciąż jesteśmy w połowie lat 90-tych. Taką moc mogła przenieść jedynie skrzynia biegów pożyczona z Jaguara XJ220. Aby auto mogło bez większych problemów przenosić taką moc na asfalt, zawieszenie również przejęto z supersportowca z kotem na masce. Taki zestaw pozwalał się rozpędzić do 100 km/h w 3 sekundy z malutkim haczykiem, 160 km/h trwa kolejne 3 sekundy a dalsze rozpędzanie kończy się w okolicach 380 km/h! Jak widać auto jest niedoścignione dla wielu współczesnych supersportowych samochodów (dla porównania Pagani Huayra rozwija „jedynie” 370 km/h).

Niby głupia refleksja, ale auto ma jedynie 65 litrowy zbiornik paliwa. Podejrzewam, że nie starczy nawet na pokonanie odcinka od stacji benzynowej do drugiej przy pełnej prędkości maksymalnej. 

Dla ciekawości dodam, że jest możliwość przetestowania wirtualnie tego samochodu w grach jest niemała. Można przejechać się tym autem w TOCA Race Driver 2, Project Gotham Racing 3, Ford Street Racing, Ford Racing 2 i 3, Sega GT 2002, Gran Tourismo 2 i serii Need For Speed 2/2 SE. Osobiście jeździłem nim wyłącznie w ostatniej z wymienionych gier. Samochód stał się jednym z moich ulubieńców nie tylko ze względu na porażające osiągi, ale też (i może przede wszystkim) za fantastyczne wnętrze. To jeden z najfajniejszych hiperaut jakie można (lub nie) spotkać.
fot. netcarshow.com
fot. amcarguide.com

fot. amcarguide.com
fot. supercar.menexpert.net
fot. seriouswheels.com
fot. netcarshow.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz